Lek na smutek i stres

14:58:00

Każdy potrzebuje w życiu odskoczni. Takiej rzeczy, która sprawia, że czuje się wolność i satysfakcję. A może właśnie życie to odskocznia od tego, co się powinno robić? 

Dawno już nie napisałem tutaj nic, co można by określić mianem ciekawego. W międzyczasie nadałem sobie miano mistrza bezowocnych dywagacji... potwierdzone zresztą przez otoczenie. Usłyszałem sporo ciepłych słów na temat mojej fotografii. Wiem, że większość z nich płynęła z chęci sprawienia mi przyjemności, a nie z obiektywnej oceny jakości moich fotografii, ale i tak bardzo je doceniam. To motywuje. Pora zatem na trochę perwersyjnego obnażenia emocjonalnego.

Wreszcie zabrałem się za maturę. A jednak wciąż pozostałem sobą - to znaczy geniuszem w odkrywaniu ucieczek. Pomijając wszelkie przelotne zapały, najbardziej pomaga mi pisanie, wyszukiwanie iście hipsterskiej muzyki, czytanie(o, zgrozo!) zaległych lektur... oraz oczywiście fotografia.

Nie trzeba być Bachem, żeby czerpać radość z tworzenia muzyki. Sama czynność działa kojąco. Tak samo jest ze mną i fotografią. Tytułowy lek to wcale nie Xanax, to po prostu pasja. I chociaż brzmi banalnie, to godzę się z tym i śmiało krzyczę, że mam to gdzieś.

Niestety, czasem lek ma działanie niepożądane. Jest nim mianowicie reakcja odwrotna - nasilenie "smutku", spowodowane irracjonalnym poczuciem konieczności stworzenia czegoś, gdy wcale nie ma się na to rzeczywistej ochoty. A w dodatku nie wychodzi. Dalsze badania i modyfikacje być może usuną tę usterkę, ale... szczęśliwie, na ogół jest dobrze.

No więc jak działa lekarstwo?

Wcześniej w tym miejscu były trzy długie przykłady, historia pisana o 4 nad ranem. Stwierdziłem, że jest nieciekawa, więc po prostu napiszę to, co myślę: każdy czasem ma zły dzień. Nawet najlepszym się to zdarza. Gorszym nieco częściej, a u mnie to stan z grubsza permanentny, przerywany dobrymi momentami. 

Zawsze wydaje mi się, że najlepiej mi się tworzy gdy jestem podłamany. Nie wiem, na ile to prawda, ale potrzeba wyciśnięcia z siebie tych negatywnych emocji zazwyczaj prowadzi mnie do aparatu. Dlatego z reguły zawsze mam go przy sobie. Nigdy nie wiem, kiedy będę go potrzebować. Na robienie zdjęć nigdy nikogo ze sobą nie zabieram - to przeszkadza, przyprawia mnie o potrzebę pośpiechu. Jakby ktoś wiecznie na mnie oczekiwał. Jakby wymagał ode mnie zrobienia czegoś niesamowitego, choć w głębi wiem, że wcale tak nie jest... Zdarza się, że by się zrelaksować potrzebuję po prostu posiedzieć godzinę na przystanku autobusowym, spoglądając na przeciwną stronę ulicy.

Najczęściej jednak potrzebuję zobaczyć coś ciekawego. W tym celu(na przykład) jeżdżę losowymi pojazdami ZTM. Ustalam na przykład, że wsiadam w pierwszy, który przyjedzie, jadę nim 9 przystanków, przesiadam się następnie w najbliższy autobus, jadę nim 12 przystanków i na miejscu szukam czegoś ciekawego.

Najlepszym lekarstwem zawsze jest sama akcja. Tarzanie się po ziemi, wspinanie się na słupy uliczne w celu złapania lepszej perspektywy. Zaciekawione spojrzenia przechodniów. Pytania zaintrygowanych moim zachowaniem przypadkowych osób. Zawsze największą przyjemność sprawia mi objaśnianie mojego sprzętu starszym osobom, które zresztą są najbardziej skore do pogawędek. Przebieganie przez wielkie skrzyżowanie, gdy wydaje się, że nic nie jedzie. Bieganie w górę i w dół po schodach w metrze. Nerwy, gdy wciąż ktoś swoją obecnością psuje mi wymarzone ujęcie.

Tak zaczyna się kuracja. Następny etap przychodzi, gdy już zapomniałem o problemach. Wtedy zwykle przestaję zwracać uwagę na zdjęcia, a zaczynam lekką głupawkę. Nawiasem mówiąc, to wtedy właśnie powstają najlepsze fotografie, bo aparatu oczywiście nie chowam. Głupawka polega zazwyczaj na bieganiu między ludźmi, wykrzykiwaniu banalnych haseł, śpiewaniu moich ulubionych utworów, tańczeniu, wirowaniu i obracaniu torbą niczym młociarze na zawodach lekkoatletycznych. Czasem zdarza się także skakanie po ścianach. Nie zaskoczę nikogo stwierdzeniem, że każdy miewa potrzebę zwrócenia na siebie uwagi. Czy też po prostu zwykłą chęć zobaczenia rozbawienia w czyichś oczach. Na tym etapie zdarzają się również przypadkowe rozmowy w następującym stylu: "Czy wszystko w porządku?" "Tak, wie pani, trochę zwariowałem." "A co pan robi?" "A, zdjęcia robię, szanowna pani."

Następna część to już ostatnia. Muszę się zorientować, gdzie właściwie zaszedłem. Znaleźć sposób na powrót do domu. Rozłożyć się wygodnie na siedzeniach w komunikacji miejskiej(jeśli jest miejsce), a jeśli nie ma, to na podłodze. Kompletny spokój wewnętrzny. Biorę słuchawki i włączam ulubioną muzykę.

I od razu mi lepiej.

***

Chociaż nie powiem, że to rzecz pozytywna, to najsilniej świat odczuwam, gdy ten "smutek" jest. Albo gdy jestem zabójczo spięty. Wtedy najlepiej się myśli, najlepiej się obserwuje. Szczęście przytępia zmysły. A może przytępione zmysły dają szczęście(tudzież jego złudzenie)..? Nieważne, teraz nieistotne. Kiedyś trzeba się wyluzować, nie myśleć już o niczym. Nie przejmować się. Dlatego tak bardzo cieszę się, że mogę coś stworzyć. Że mam coś, co pozwala mi konwertować te doły na góry, a dodatkowo daje efekt uboczny, czyli wspomnienia, spostrzeżenia, nowe miejsca, rozmowy, ludzi i zdjęcia.

A co do ludzi właśnie... dziękuję ludziom, którzy są. I mam nadzieję, że nie wpadliście na chwilę, tylko zostaniecie, nieważne co. Kocham Was za wszystko, nawet jeśli o tym nie wiecie. 



Jak mówiłem... czasem się tarzam



You Might Also Like

6 komentarze

  1. U mnie wszystko kręci się wokół matury... Chociaż ja głównie skupiam się na matematyce - jej najbardziej się obawiam, choć zdaję tylko podstawę tego przedmiotu. Niestety niezła ze mnie noga jeżeli o to chodzi :/
    Według mnie robisz przepiękne zdjęcia! Bardzo bym chciała móc wykorzystać je czasem jako zwieńczenie moich postów. Oczywiście z podpisem i linkiem do Twojego bloga. :-) Przemyśl to proszę i napisz do mnie maila! aniagolasinska@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyszłam tu z wykopu. Przeczytałam tekst i po czterech latach, kiedy aparatu właściwie nie dotykałam, chyba że w celu zrobienia nowej profilówki na fejsa, postanawiam wyjść z domu i po prostu robić zdjęcia. Początki pewnie nie będą łatwe, ale czuję, że to jest ten moment. Dzięki! I trzymaj za mnie kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super słyszeć, że taki pozytywny impuls wzbudziło moje pisanie! Oczywiście, że trzymam kciuki, życzę powodzenia i czekam na efekty :)

      Usuń
  3. Dobrze, że to pozytywne tarzanie :)
    Industrializm mnie porwał i jest dobrze. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sobie myślę, że chciałabym Cię spotkać w czasie takiego twórczego pokazu :) W Twoich fotografiach widać ten smutek - co najmniej ja go widzę. I normalnie zupełnie by mi się takie zdjęcia nie podobały, ponieważ mój stan psychiczny jest od dłuższego czasu bardzo podobny do Twojego: "smutek z przerwami na radość" i staram się uciekać od wszystkiego co przygnębiające. Z doświadczenia wolę nie brnąć w szarość. W każdym bądź razie, jesteś jednym z nielicznych fotografów, którzy stanowią w tym moim podejściu wyjątek. Bardzo lubię przeglądać Twoje fotografie, nawet te najbardziej nostalgiczne. Niektóre z nich mają po prostu niesamowity klimat :) No i kto wie - może kiedyś w przypływie radości stworzysz coś zupełnie innego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy czytam taki komentarz, to aż mi serce rośnie. Nie tylko dlatego, że jest ktoś, komu te moje rzeczy się podobają, ale przede wszystkim dlatego, że nie czuję się sam w tym, co odczuwam. I zgadzam się z Tobą w 100% - nie brnijmy w szarość, bo jest nudna i przygnębiająca. Trzeba szukać barw(czerni i bieli także, ale nie szarości) i kontrastów, żeby móc coś poczuć.

      Strasznie mi miło, że Ci się podoba. Właśnie o ten klimat mi zwykle chodzi w zdjęciach, choć nie zawsze. Ale wiem z doświadczenia, że jeśli jest coś wartościowego w fotografii, to możliwość oddania jakiejś emocji. A żeby się to nauczyć robćc, trzeba najpierw dostrzegać właśnie ten "klimat" sytuacji, atmosferę, jakkolwiek byśmy tego nie nazywali. :)

      Usuń

Zostaw ślad, że byłaś/eś!

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)